Please activate JavaScript!
Please install Adobe Flash Player, click here for download

be active dentist Tribune

8 BE Tribune n Dr Konrad Rylski jest nie- zwykłym dentystą o wielkim sercu. Wyjeżdża do Afryki, aby walczyć z  chorobami uzębienia. Wyjeżdża, aby pomagać. Co najważniejsze, robi to bezinteresownie. Co skłoniło go takich wypraw? Dlaczego właśnie Czarny Ląd? Jak zrodził się pomysł mi- sji w  Afryce i  od czego się wszystko zaczęło? Konrad Rylski: Pomysł zrodził się spontanicznie w 2011 r., kiedy na zaproszenie księży Marianów przebywa- łem w misjach kameruńskich, w okolicy Abong-Mbang, Atok, Djouth. Sam wyjazd był bar- dzo spontaniczny. Poznałem siostrę zakonną, która praco- wała tam przez 7 lat. To ona rozwiała moje wątpliwości. I  stało się – pojechałem. To, co zobaczyłem, zaowocowało „Dentystą w  Afryce”. Nie je- steśmy organizacją, jesteśmy ludźmi, którzy tam jadą, bo tam nie ma lekarzy dentystów. Służymy fachową pomocą, poprawiamy stan zdrowia. Nie trzeba wyjeżdżać na rok czy dwa, żeby pomóc, wystarczy kilka tygodni. Pierwsza misja to Kamerun. Ile trwała? Pierwsza wyprawa trwała 2 tygodnie. Poświęciłem ją na poznanie potrzeb – zobaczy- łem opuszczony gabinet den- tystyczny w  Abong-Mbang, zniszczony unit i  mnóstwo sprzętu, o  jakim nawet nie uczyłem się na studiach. Ile wypraw odbyło się do tej pory i do jakich krajów? Byłem w Afryce już 12 razy, moi koledzy 8, czyli łącznie było 20 wypraw. Kierunkiem było głównie Abong-Mbang, w  Kamerunie. Była również jedna wyprawa do Namibii, do ośrodka w  Katima Mulilo. Bez absolutnie oddanej sprawie Siostry Nazariuszy, prowadzą- cej ośrodek zdrowia w Abong- -Mbang i jej działań, nie było- by możliwe zrealizowanie tych wszystkich wyjazdów. Czy z Panem wyjeżdżają inni specjaliści? Tak. Na misje wyjeżdżamy z  lekarzami innych specjalno- ści – z  okulistami, dermatolo- gami czy kardiologami. Czy miał Pan jakiś konkret- ny cel, który chciał osiągnąć już podczas pierwszej misji? Pierwszy raz, wyjeżdżając do Kamerunu, nie miałem żad- nego celu, nie wiedziałem na- wet, kogo spotkam. Cel pojawił się później – była nim pomoc Siostrze Nazariuszy w  uru- chomieniu gabinetu w  Abong- -Mbang, później przyszła re- fleksja, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Wyjeżdżając do Afryki, znał Pan warunki pracy denty- stów, wiedział czego się spodziewać? Absolutnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, dla- tego też nie robiłem żadnych konkretnych planów. Opie- ka zdrowotna oparta jest tam o sieć państwowych placówek – mówię tu o sieci medycznej, nie stomatologicznej. Ta w Ka- merunie opiera się głównie na metodach „tradycyjnych” (np. wypalanie bolących  zębów węglem) lub „wyrywaczach zębów” pracujących w  auto- busach, rzadkością są osoby praktykujące w  szpitalikach czy ośrodkach zdrowia. Jakie przeszkody napotkał Pan podczas misji? Brak prądu, brak sterylnych narzędzi – a  kolejka długa, malaria, itp. Media – są oczy- wiście, woda – nie stanowi pro- blemu, Internet też – kiedy jest się w zasięgu nadajnika… Po- ważnie mówiąc: misjonarze nie mieszkają w lepiankach. Nie je- steśmy do tego stworzeni, nie przetrwalibyśmy. Mamy wodę, a czasem nawet prąd. Jaki jest stan uzębienia tam- tejszej ludności? Nie jest najlepszy – w  Ka- merunie jest dużo przypadków zgorzeli, więc główna praca to ekstrakcje… Czy jest dostęp do podsta- wowych środków i  przybo- rów higienicznych? Dostęp do podstawowych środków i przyborów higienicz- nych jest, ale można go porów- nać z dostępem do samocho- dów Lamborghini w  Polsce... Też jest i to całkiem niezły... Jak przygotowywał się Pan do pierwszej i kolejnych mi- sji? Przed pierwszą misją skoń- czyłem pracę ok. godz. 21.00, a lot był o 7.00 rano, więc mu- siałem się spakować. Wie- działem, że dla misjonarzy rarytasem są kabanosy i  ma- jeranek – pojechałem i kupiłem duży zapas tych produktów, do tego kilka opakowań „Ptasiego mleczka”. Spakowałem latar- kę, repelent i  laptop. Resztę bagażu uzupełniły krany, ża- rówki, kabelki i inne drobiazgi, o przewiezienie których popro- sili mnie misjonarze przez oso- by organizujące moją wizę do Kamerunu. Miałem z  nimi tro- chę przygód w Paryżu..., bo jak wytłumaczyć „żabojadom”, po co mi 4 baterie prysznicowe i to w bagażu podręcznym. Miałem też kalosze, które do tej pory zdobią misję i gabinet. Do ko- lejnych misji przygotowywałem się już bardziej metodycznie: mikroskop od Pana Seligi, ma- teriały, narzędzia niezbędne do naprawy sprzętu na miejscu itp. Rozumiem, że w planach są kolejne misje… Oczywiście! Obecnie przy- gotowuję wyprawę do Republi- ki Środkowoafrykańskiej – do misji w środku lasu, gdzie żyją Pigmeje. W panach są również Ghana i Uganda. A  może inny kontynent, np. Azja? Jeśli Pan Bóg mnie pośle, to i Azja – nie mnie to wyrokować. Jakie doświadczenia zdobył Pan, uczestnicząc w misji? Okazało się, że nie mam w  sobie za grosz pokory. Po- cząwszy od pokory dla dru- giego człowieka – myśli prze- cież inaczej jak ja i  nie ma to nic wspólnego z kolorem skó- ry, każdy z  nas myśli inaczej. Skończywszy na braku prądu – nawet przez kila dni, brak In- ternetu – zrozumiecie. Czy taka wyprawa jest dla każdego, kto chce pomagać? Pomagać można na róż- ne sposoby – nie koniecznie w Afryce, może obok ciebie jest właśnie ktoś, kto potrzebuje po- mocy, może mijasz go codzien- nie, może to twoja mama lub tata, może brat? Mnie zosta- ło dane pomagać tam, innym gdzie indziej, pomóżmy sobie odnaleźć powołanie! Gdybym miał wybierać, pomagałbym na Grenlandii – lubię, kiedy jest chłodno. W Afryce czuję się nie najlepiej i  do tego od dziecka nie cierpię karaluchów, ale zo- stałem posłany właśnie tam. W  jaki sposób można po- móc, jeżeli nie ma możliwo- ści wyjechania tak daleko? Proszę pisać: dentysta@ dzieciafryki.com lub spróbować znaleźć sposób włączenia się w  działalność organizacji, np. Fundacji „Redemptoris Missio” czy Fundacji „Dzieci Afryki” (www.dzieciafryki.com) albo in- nej organizacji niosącej pomoc. Może to być również działanie dla poszczególnych osób na misjach. Można też czekać 20 lat i znaleźć swoją drogę… Rozmawiała: Karolina Sobczak Dentysta w Afryce

przegląd stron