11ACTIVETribune to ok. 80 km, tzn. kilkanaście okrążeń, w zależności od toru. Ścigamy się w Czechach, Pol- sce, na Słowacji i Węgrzech, generalnie na 6 torach. W Pol- sce jest tylko jeden tor wy- ścigowy – w Poznaniu, który i tak mocno odstaje od innych. W zimie staramy się treno- wać w cieplejszych krajach, jak Portugalia czy Hiszpania. Odkąd jeżdżę po torze, zrezy- gnowałem z jazdy po drodze, mimo że mam motocykl dro- gowy w garażu. Jest to dużo bezpieczniejsze, ponieważ na torze wszyscy jadą w jednym kierunku, nie ma drzew, latar- ni, krawężników, nic nie jedzie z naprzeciwka, nikt nie wy- musza pierwszeństwa z pod- porządkowanej. Mamy za to strefy bezpieczeństwa i ban- dy. Zdarzają się poważniejsze wypadki, czasami dochodzi do złamań z racji rozwijanych prędkości, ale i tak jest dużo bezpieczniej niż na drodze. Oprócz przygotowania zawod- nika, ważne jest przygotowa- nie motocykla. Zawodnik może być szybki, ale kiedy wybucha silnik lub coś się zepsuje, traci cenne punkty. Ważne jest też odpowiednie dobranie mie- szanki i ciśnienia powietrza w oponach w zależności od temperatury asfaltu. Jeżeli pada deszcz, to zakładam spe- cjalne opony deszczowe, tzw. WET-y i jedziemy tylko kilka- naście sekund wolniej, jak po suchym. Z racji tego, że w mo- tocyklu nie ma lusterek, zasa- da jest taka, jak na nartach: uważać ma ten, co jest z tyłu. Jeżeli jeden zawodnik zabie- rze drugiego z toru, nie można mieć żadnych pretensji. Wy- jeżdżając, godzimy się na to. Chociaż po dżentelmeńsku – powinien przyjść i przeprosić, jeżeli to był ewidentny błąd. Jak wygląda taki wyścig od strony praktycznej? Wydaje się, że nie potrzeba specjal- nych ćwiczeń, bo wszystko zależy od maszyny. Wyścig trwa ok. 25 min, ale jest bardzo meczący. Ciągłe przesiadki z motocykla i prze- rzucanie go w zakrętach oraz ogromne przeciążenia przy ha- mowaniu i przyspieszaniu, dają „w kość”. Ważne jest również przygotowanie kondycyjne. Kiedy nie wyjeżdżam, staram się 3 razy w tygodniu ćwiczyć crossfit, co bardzo pomaga. Wielu zawodników ćwiczy też, jeżdżąc na crossach, lecz w naszym zawodzie nie ma, niestety, na to czasu. W sezo- nie ważna jest też dieta (z tym mam największy problem, po- nieważ zaraz po motocyklach kocham podróże i jedzenie). Mimo braku ścisłej diety, za- czynając sezon w lutym, wa- żyłem 95 kg, a we wrześniu na ostatnim wyścigu – 75 kg. Niestety, przez zimę trochę ba- lastu przybyło… Jakie są przeszkody w re- alizowaniu twojej pasji i co otrzymujesz w zamian, star- tując w zawodach motocy- klowych? Jedynym problemem, z ja- kim zderzają się możliwości rozwijania tej pasji są oczywi- ście finanse. Wpisowe na każde zawody kosztuje. Do tego do- chodzą przejazdy, paliwo, przy- gotowanie motocykla, naprawy po wypadkach i najważniejsze – opony. Im bardziej zużyta opona, tym bardziej motocykl się ślizga. Zwiększa się ryzy- ko wypadku i pogarsza czas, dlatego na wyścigi powinno się zakładać nowe. Stąd cześć zawodników ma sponsorów, którzy reklamują się na motocy- klu, kombinezonie i biorą udział w imprezach promujących dane firmy. Co do nagród, to za II miejsce w pucharze Aprilli do- stałem skuter o wartości 20 000 zł, za II miejsce w IMRC do- stałem od Słowaków również skuter, natomiast za III miejsce w Pucharze Polski nagrodą było 1000 zł. Ale największą nagro- dą, jaką dostałem była córecz- ka, która urodziła się na koniec zeszłego sezonu. Skąd się bierze u ciebie taki pociąg do motorów? Prze- cież wymaga wielu wyrze- czeń i jest trochę nieprzewi- dywalny. Wyścigi motocyklowe ogromnie uzależniają i wcią- gają. Wielu kierowców, któ- rzy przyjadą po raz pierwszy na tor, żeby tylko spróbować, ściga się później latami. Stan podczas wyścigu, pełen sku- pienia z ogromną adrenaliną i chęcią zrobienia 110% tego, co wydaje nam się granicą naszych możliwości, daje taki wyrzut endorfin, że wystarcza na co najmniej tydzień. Sku- pienie umysłu jest tak duże, że mało się pamięta z wyści- gu. Poza tym, atmosfera na paddocku jest niesamowita. Ludzie, z którymi za chwilę sta- nę do wyścigu i będziemy się przepychać na łokcie, stara- jąc się wyprzedzić, są zawsze pomocni i koleżeńscy. Rywali- zujemy ze sobą, ale wszystko odbywa się na zdrowych zasa- dach. Kiedyś przyjaciel nawet pożyczył mi swój motocykl, żebym wystartował w wyścigu po tym, jak zatarł mi się silnik. Innym mankamentem jest to, że pasja, w której chcemy być dobrzy, pochłania mnóstwo czasu. Trudno to pogodzić z życiem zawodowym i rodzin- nym. Prowadzę rodzinną prak- tykę dentystyczną, więc kiedy jadę na zawody albo treningi, to niestety, nie pracuję w prze- ciwieństwie do kolegów, którzy mają firmy działające pod ich nieobecność. Mimo wielu dni spędzonych na treningach i za- wodach, znajduję jeszcze czas na szkolenia (w tym roku ukoń- czyłem Curriculum Implantolo- giczne) i spotkania ze znajomy- mi lekarzami. Tor wyścigowy nie jest tylko dla zawodników. Zresztą, każdy z nas zaczy- nał kiedyś jako nowicjusz. Jest to dobre miejsce na trenowa- nie swoich umiejętności oraz nabrania pewnych odruchów w kryzysowych sytuacjach, ja- kie zdarzają się na drodze. Na torze w Poznaniu organizowa- nych jest wiele szkoleń, m.in. cykl „Speed Day”, na który gorąco zapraszam wszystkich motocyklistów. Na torze może- my spotkać też kilku naszych kolegów po fachu. Oprócz mo- jego brata, jeździ też Maciek Czerwiński z Poznania i Tomek Rabiński z Warszawy. Jak zachęcisz naszych czy- telników do zainteresowania się motoryzacją? Zapraszam do oglądania i kibicowania. Najbliższa runda Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski już 9-10.05 na torze w Poznaniu. Więcej informacji znajdziecie na moim profilu FB Wojciech Dur, gdzie można śmiało pytać – chęt- nie odpowiem, a gdyby ktoś zechciał wybrać się na jakieś szkolenia, na pewno pomogę. AD